Margaret przyznaje, że figurę dostała w genach. Ale tak jak każda z nas, ma swoje mniej i bardziej szczupłe momenty:
– Kiedy po zimie okazuje się, że mam „bok” tu i tam, bo się objadałam, przychodzi mi do głowy myśl, że jednak jestem tym, co jem. Wtedy np. zaczynam dietę z pudełka i pilnuję, żeby było zdrowo.
Piosenkarka podchodzi do swojej diety coraz bardziej refleksyjnie.
– Ostatnio mam przemyślenia niezwiązane z sylwetką i wyglądem, tylko z poczuciem krzywdzenia ekosystemu. Dlatego staram się jeść mniej mięsa i wybierać takie ryby, których zasoby za bardzo nie ucierpią. A oprócz tego bardzo lubię sałatki, awokado, pomidorki i świeżo wyciskane soki. A rano zaczynam oczywiście od wody z cytryną.
Czy sobie czegoś odmawia?
– Oczywiście miewam zachcianki i zanim nadejdzie ten okres, że zaczynam się odchudzać, faktycznie te makarony i pizze to jest coś, co nie za dobrze działa na mój organizm.
A jak już się odchudza...
– Dwa lata temu chodziłam na siłownię, rok temu biegałam, ciekawe, co za rok wymyślę! Ale istnieje jedna rzecz, którą robię przez cały czas – to tańczenie, które jest niezbędne w mojej pracy. Bieganie też mi się podoba, bo włączam sobie muzykę i zbieram myśli, gdzieś tam głowa też się wietrzy. Natomiast na siłownię nie mogę chodzić, jest tam za dużo ludzi, wszystko jest bardzo mocno skupione na ciele. Gdy zaczynam dbać o siebie, to chciałabym zatroszczyć się też o zmysły, a siłownia mi w tym przeszkadza. Teraz chciałabym pochodzić trochę na jogę, bo to dla mnie sposób na wyciszenie ducha w połączeniu z ciałem.